Strategia reflektora

– Dzień dobry panie doktorze, może Pan mi pomoże.
Czuję, że wszyscy mnie wykorzystują
Żadają wiele, czasu nie szanują
Za niewolnika mnie uważają
Gdy skończę jedno, nowe dokładają
Już dłużej nie mogę, chyba eksploduję
Kogoś tam pogryzę, coś zniszczę, zepsuję
Frustracja, znudzenie, brak sensu i celu
Jedyna zachęta to forsa w portfelu
Chciałbym chcieć, nie mogę
Muszę zrezygnować, wyjść z roli ofiary
Przestać czas marnować
-Mhm, widzę, że się trochę nam tu Pan pogubił.
Czy Pan tak wogóle to co robi lubi?
– Wątpliwości mną targały, gdy akceptowałem
“Nieeeeeeee!” krzyczało z moich trzewi, lecz zignorowałem.
– Nie chce Pan dramatów podobnych przeżywać?
Magiczną tabletkę “NIE” proszę zażywać.
Wybierać tylko to czym dusza śpiewa
To nie Pan wybiera, wybierają trzewia.
Czterej pancerni i pies
Pancerny 1 (PROJEKTOR)
Ja to sposród was mam najgorzej
Czekam i czekam, na łasce bożej
Aż zaprosicie, łaskę zrobicie
Wykorzystacie i porzucicie
Pancerny 2 (GENERATOR)
Ty masz najgorzej bracie kochany?
To ja wciaż czuje się wykorzystany
Zrób to, zrób tamto, wciąż dla kogoś robię
Nie mam nawet czasu pomyśleć o sobie
Pancerny 3 (MANIFESTUJACY GENERATOR)
Weź mnie nie osłabiaj to ja siedzę w dole
Myslałem, że mogę, chciałem być idolem
Szybkością i celem wszystkich was przegonię
Co z tego skoro i tak siedzę na ogonie
Pancerny 4 (REFLEKTOR)
Bracia kochani, nie chcę wam przeszkadzać
Ani do klótni zbędnej doprowadzać
Wszyscy jesteśmy do bani, to się zwie depresja
Potrzebna nam bedzie niezła dekompresja
Pies (MANIFESTOR)
Przestańcie się kłócić łajzy, patałachy
Dalej ćwiczyć mi tu, bo poszarpię łachy
Co? Mam to odszczekać? A co mi zrobicie?
Przewróciło się w głowie, straszne jak bredzicie.
Już od zalążka, jeszcze w brzuchu matki
Niezmiernie niecierpliwił się
-No kiedy wyjdę, nie chce już tu siedzieć,
Jestem gotowy, no wypuśćcie mnie!
– Zaczekaj kochanie, to jeszcze nie moment
Dam ci znać, kiedy nadejdzie czas,
Pobaw sie teraz, popływaj, zrelaksuj
Się nie obejrzysz, wnet zobaczysz nas
Mantis Kung Fu Mistrz już w siódmym miesiącu
Podejmuje próbę uwolnienia się,
Mama w szoku. – Nie, to nie czas jeszcze!
Kung Fu Mantis z “matrix” wciaż siłuje się
W złości szaleje, wizje pogromu
Bezsilność i rozpacz, kopie mamę w brzuch
– Zaraz oszaleje, mnie tu przetrzymujesz!
Mama się cieszy, czuje w brzuchu ruch
Strateg pierwszej klasy, plan wyjścia planuje
Szybki jak Bruce Lee, nic go nie powstrzyma
Jednak coś mu drogę do wyjścia blokuje
Ten pas bezpieczeństwa, to ta pępowina.
Aż pewnego dnia drzwi się uchylają,
Mantis Kung Fu gotów, entuzjazm w zenicie
Wszystkie jego plany, nagle się spełniają
Bez wysiłku, w swoim czasie, wchodzi w nowe życie.
Wywiad z Johnem Lenonem Czystym Generatorem
“Kiedy miałem 5 lat matka powiedziała mi, że szczęście jest podstawą dobrego życia.”
Nie konto w banku, nie wykształcenie, lecz lekki sposób bycia
To droga przez las, rejs przez morze, przez wartką rzekę przeprawa
To dobry sen po cieżkiej pracy, satysfakcja, zabawa
“Kiedy poszedłem do szkoły, zapytali mnie kim chcę być jak dorosnę”.
W jakim zawodzie osiągnę sukces, przyciągnę spojrzenia zazdrosne
Lekarz, może prawnik, lub też nauczyciel,
Piekarz, kelner, sprzedawca, albo doręczyciel?
Pracowity jestem, wytrwały, cierpliwy
“Odpowiedziałem po prostu, że chcę być szczęśliwy”
Nie wiem co w przyszłości, nie opiszę słowem
Gdy życie zawoła, na pewno odpowiem
Wyrocznia delficka w świątyni ukryta
Tak lub nie odpowie, gdy mnie ktoś zapyta.
“Odpowiedzieli mi : – Chlopcze, nie rozumiesz pytania…”
Rozumiem, lecz nie jestem tu od zarządzania
Nie dla mnie szukanie czy inicjowanie,
Otwieranie projektów, marzeń ustawianie
Swoje miejsce w świecie wreszcie zrozumiałem
“To wy nie rozumiecie życia”- w końcu powiedziałem.
Bajka o Manitu Wielkim Manifestorze
Mani nie wierzy w boga, ani siły natury,
Gdyby mógł to sam by się stworzył
Ma żyłkę do dyktatury
Już będąc dzieckiem pił mleko od krowy,
Sam sobie zmieniał pieluchy
Nikogo nie słuchał, matki ani ojca, czyżby Mani był głuchy?
Ani głuchy ani niemy, takie po prostu maniery
Samotny wojownik, boleśnie skuteczny
Poznał tajniki kariery
Energia yang przez niego płynie, wpływowy jest i waleczny
Samotny jeździec apokalipsy, wydaje sie aspołeczny
O pomoc nigdy nie poprosi, wie co, gdzie, jak i kiedy
Reszta plemienia mu czasem zazdrości
Nie zazna on nigdy biedy
Gdy pomysł ma, wnet zrywa się
Drża czlonkowie plemienia,
Że co? że jak? o co chodzi? czy koniec już siedzenia?
Strach sieje i zniszczenie wciąż
Gromami rzuca ze złości
– Walczę nie „przeciw” ale „o”
brak czasu na zawiłości!
Co mu pomoże wyjść z matni tej, na nowo miłością zapałać?
Może po prostu, od dziś po śmierć, mówić, dopiero działać.